Jak mówi właściciel - Giro Pizza powstało z miłości do włoskiego jedzenia i powolnego delektowania się życiem. I to zamiłowanie można dostrzec podczas każdej wizyty tutaj. Nigdy nie wyszliśmy głodni, ani nie mogliśmy powiedzieć, że cokolwiek było niestarannie przygotowane. To kolejna nasza wizyta w tym miejscu, tym razem na zaproszenie właścicieli wzięliśmy udział w jesiennej edycji Restaurant Week.
O tym co to jest Restaurant Week zapewne większości z was nie trzeba mówić. Będzie więc w skrócie. Przede wszystkim wydarzenie nie trwa tylko tygodnia, a zazwyczaj ponad miesiąc. Biorą w nim udział restauracje z różnych miast (na Dolnym Śląsku w tej chwili są tylko z Wrocławia) i można spróbować specjalnego menu w jednej z dwóch odsłon - zazwyczaj jest to wersja mięsna oraz wegańska lub wegetariańska.W ramach Restaurant Week stolik można zarezerwować dla od 2 do 8 osób. Koszt dla jednej osoby to 69,99 zł plus 5,98 zł opłaty rezerwacyjnej i ewentualne dopłaty 10 zł za najbardziej oblegane terminy. Można jednak odebrać 20 zł rabatu z kartą Visa lub skorzystać z różnych innych promocji, na przykład dla nowych uczestników. Rezerwacja jest bezzwrotna (wybierajcie rozważnie!) i dokonuje się ją przez stronę internetową.
Zazwyczaj w ramach Restaurant Week podawane są trzy dania - przystawka, danie główne i deser. Do tego otrzymujemy drinka festiwalowego, którym jest podany z lodem i plastrem pomarańczy koktajl Martini Fiero & Tonic. Można go zamówić zarówno w wersji alkoholowej, jak i bezalkoholowej.
Jednak wybierają Giro Pizza otrzymujemy znacznie więcej. Nie dziwimy się już więc temu, że przy zaproszeniu zasugerowano nam, abyśmy przyszli bardzo głodni. Pierwszą niespodzianką był drink powitalny w postaci włoskiego wina typu frizzante (tu również można wybrać wersje alkoholową, jak i bezalkoholową) oraz czekadełko. Czekadełkiem okazał się kawałek foccacii podany na ciepło z oliwkami po kalabryjsku (z selerem naciowym, chilli i oliwą).
Następnie na nasz stół trafiły trzy zestawy przystawek. Jako pierwsza pojawiła się gęsta zupa pomidorowa z pesto bazyliowym i aromatycznymi kawałkami sera ricotta. Potem dostaliśmy cztery niewielkie pierożki ravioli z przepysznym sosem grzybowym udekorowane jeżynami, które nam rzeczywiście skojarzyły się od razu z jesiennymi darami lasu. Na koniec zaś tej części dostaliśmy miseczkę gnocchi z... włoską flagą. Za kolor biały robiła śmietana, za czerwony - sos pomidorowy, a za zielony - pesto pietruszkowe. Ono szczególnie nam zasmakowało. Można je też zakupić w słoiczku na wynos, jednak tego dnia niestety zapas się skończył.
Zaczynaliśmy być już trochę najedzeni, a to dopiero teraz przyszła pora na danie główne. I to była jedyna pozycja, w której dania w obydwu menu się różniły. Wersja mięsna to wyraziste rigatoni z sosem pomidorowym i wołowiną duszoną przez trzy godziny. Jednak najbardziej zachwyciła nas wersja bezmięsna - risoni zucca, czyli makaron w formie ziarenek ryżu z gęstym i aromatycznym sosem z dyni, oliwy truflowej i sera Grana Padano podane z kawałkiem Scamorzy, czyli pochodzącego z południa Włoch półmiękkiego, ciągnącące się ser twarogowego produkowanego z pasteryzowanego mleka krowiego.
Na zwieńczenie posiłku na nasz stolik trafił zaś chyba najbardziej włoski deser, czyli tiramisu. Czy można było tu wymyślić coś niezwykłego? Okazało się, że wymoczenie biszkoptu w cytrynowym likierze limoncello tylko podkreśli smak kremowego mascarpone. Deser podawany jest w słoiczku i w takiej wersji można go też (lub inny deser) zakupić na wynos.
Kliknij tutaj, aby przeczytać o naszej włoskiej uczcie w Giro Pizza.
Kliknij tutaj, aby zobaczyć gdzie jeszcze próbowaliśmy włoskiej kuchni na Dolnym Śląsku.